poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 5. Mecz. Kino?

Obudziłam się i zeszłam na dół do kuchni gdzie siedziała Ulla i jadła śniadanie.
-Hej, co tam? -zapytałam.
-A może być, masz jakieś plany na dzisiaj?
-Idę na mecz
-OOO to kibicuj tak, żeby wygrali!
-Jasne, będę trzymać kciuki
Usiadłam na krześle i zaczęłam jeść śniadanie. Ulla w tym czasie zajrzała do szafki. Do szafki! Do szafki, w której były babeczki. "Oby tylko nie otworzyła pudełka" - modliłam się.
-JURGEN!!!!!! -usłyszałam krzyk. Oznaczał, że żona Jurgena zorientowała się, że nie ma babeczek.
-Słucham cię kochanie - powiedział Jurgen, gdy pojawił się w kuchni.
-GDZIE SĄ BABECZKI? - oburzyła się.
-No wiesz... Wczoraj przyszedł Marco... i tak... jakoś wyszło
-JURGEN..! - po raz kolejny krzyknęła, ale zaraz potem trochę "zluzowała" -Dzisiaj ty gotujesz obiad! -dodała.
-Ale dzisiaj muszę poprowadzić moich chłopców do zwycięstwa
-To po tym zwycięstwie ugotujesz, a później pomożesz mi przygotowywać potrawy na Wigilię - powiedziała i wyszła z kuchni.
-Widzisz? Jakie ja mam z nią problemy... - zwrócił się do mnie Jurgen.
-Nie jest aż tak źle, przynajmniej nie ma kryzysu wieku średniego - uśmiechnęłam się.
-Wtedy będzie jeszcze gorzej - zaśmiał się i zaczął jeść kanapkę. -Jedziesz ze mną na stadion, czy sama dojdziesz?
-A mogę z tobą? - zapytałam.
-Jasne, po drodze wstąpimy jeszcze po Reusa, bo samochód mu się popsuł, a do drugiego zgubił kluczyki, ale z niego niezdara...
-Ahaha jasne - uśmiechnęłam się.
-To idź się ubierz bo na stadionie musimy być wcześnie
-Ale jest dopiero 10:00 !
-Zapomniałaś, że jestem trenerem?
-Nie, nie, dobra już idę
Ubrałam czarne spodnie, żółtą koszulkę i żółte trampki. Włosy związałam w koka i zeszłam na dół.
-Tak masz zamiar iść? -zapytał ubierający kurtkę Jurgen.
-No nie, jeszcze założę kurtkę
-Eh... Czekaj..
Wziął telefon do ręki i wykręcił jakiś numer.
-Hej Marco, my zaraz będziemy.
-Ok
-A słuchaj, masz może jakąś swoją koszulkę? Byś pożyczył Marysi
-CO??! - krzyknęłam.
-Eee... jasne - odpowiedział Reus.
-Dzięki to ja kończe papa - powiedział Klopp i się rozłączył.
-Po co ma mi pożyczać koszulkę jak mam swoją?
-Bym chciał żebyś miała koszulkę klubową
-O niczym innym nie marzę- powiedziałam pod nosem.
-No chodź do samochodu !
Wyszliśmy z domu i po chwili siedzieliśmy już w samochodzie. Zajechaliśmy po Marco i jechaliśmy na stadion . W trakcie drogi nie obyło się bez śpiewania świątecznych piosenek (no w końcu święta,a śniegu nie ma). Dojechaliśmy na stadion, Jurgena bolały już uszy od naszego miałczenia w samochodzie. Cały czas komentował: "Miałczycie jak koty" . Weszliśmy na SIP.
-Ty Marco idź się rozgrzewać, a ty Marysia rób co chcesz - powiedział Jurgen.
-Dobrze, że wzięłam aparat
-OO to porobisz mi zdjęcia - uśmiechnął się Reus.
-Właśnie o tym mówię
Marco kopał piłkę,a ja porobiłam mu parę zdjęć.
-Pokaż! - powiedział.
-Proszę- podałam mu aparat.
-ONE SĄ ŚWIETNE! - krzyknął.
-Ahah nie
-Powinnaś zostać fotografem
-Nie
-Tak
-Nie
-Nie kłóć się ze mną - krzyknął Marco i zaczął mnie łaskotać.
-PRZESTAŃ! - krzyknęłam przez śmiech. Wyrwałam się z objęć i podbiegłam do piłki, wzięłam ją w ręce żeby się bronić przed Marco.
-Mam piłkę i nie zawaham się jej użyć! - zaczęłam się śmiać.
-Dobra, dobra już się boję
Rzuciłam w niego piłką, jednak na moje nieszczęście złapał ją i zaczął mnie gonić.
-Poddaję się! -krzyknęłam i usiadłam zdyszana na trawę.
-Trzeba popracować nad twoją kondycją
-Sam sobie pracuj - powiedziałam i wstałam. -Idę do Jurgena - dodałam .
(...)
Usłyszałam pierwszy gwizdek sędziego i zacisnęłam kciuki.
Do końca pierwszej połowy nic szczególnego się nie działo. Dopiero w 80 minucie po dośrodkowaniu Reus'a Erik trafił do siatki. Mecz zakończył się wynikiem 1:0 dla BORUSSII.
-Gratuluję - powiedziałam do Durma.
-Dzięki, ale to dzięki Marco - uśmiechnął się.
-Zaraz mu pogratuluję - powiedziałam i pobiegłam do Marco.
-Marco gratuluje ci takiej wspaniałej asysty - uśmiechnęłam się.
-A dasz się wyciągnąć do kina?
-Nie ma mowy, muszę pomóc Ulli w przygotowaniach do świąt - zrobiłam smutną minę.
-Eh... może jednak?
-Nie, kiedy indziej
-A jutro?
-Jutro jest Wigilia  - przypomniałam.
-A rano? Pomożesz mi zrobić zakupy -zaproponował.
-To jeszcze nie zrobiłeś?!
-Nie miałem czasu, a po za tym i tak będę u rodziców, to tylko prezenty
-No dobra
-To jesteśmy umówieni?
-Tak - uśmiechnęłam się i wsiadłam do samochodu Jurgena.
-Widzę, że wolisz Marco od Erika - zaśmiał się.
-Co?! E.. nie mam po prostu lepszy kontakt z Marco
-No no - zaśmiał się.
-Możemy już jechać?!
W domu jeszcze pomogłam Ulli (sprzątanie, gotowanie itp ;) )
Po ciężkim dniu, zasnęłam w swoim łóżeczku.
                                          __________
Nie podoba mi się ten rozdział, jakoś nie miałam weny ;c. A wam? Proszę o komentarze :D . Jutro pojawi się następny (jak się wyrobię) . Jak wam idą przygotowania do świąt??
A właśnie ;)
WESOŁYCH ŚWIĄT



5 komentarzy:

  1. wzajemnie + czekam na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdział jest super <3 czekam na kolejny
    Wesołych Świąt ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się podoba :3 Czekam na kolejny :) I nawzajem Wesołych :)

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny rodział :) + wzajemnie :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Awwwwh.. Marysia i Marco<33 Świetne to! Ale co z Erikiem? ;d
    Czekam na nexty! ^^

    Pzdr :3 http://moje-marzenie-na-emirates-stadium.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń