wtorek, 29 lipca 2014

NOWY BLOG!

ZAPRASZAM NA NOWEGO BLOGA! 
Tym razem o piłkarzu Skoczku Narciarskim
KLIK

poniedziałek, 21 lipca 2014

EPILOG

"Zawsze coś ma swój początek 
      i koniec"
Kiedy wstałam zaczęłam się pakować. Pół nocy nie spałam, myślałam nad tym co powiedział mi Marco. Zakochał się? Mówił prawdę? To już nie ważne, musiałam wyjechać. O 17:30 muszę być na lotnisku, a o 18:30 mam wylot. Po chwili byłam już spakowana. Zeszłam na dół, śniadanie czekało już na mnie, a ja byłam strasznie głodna. Przy stole siedziała Ulla i Zuzia.
- Hej - przywitałam je.
- Cześć, jak się spało? - zapytała Ulla.
- Dobrze, dzięki - uśmiechnęłam się.
- Na pewno chcesz wyjeżdżać? - zapytała Zuzia.
- Tak na pewno! - powiedziałam to tak jakbym była w 100-u % pewna, że chce jechać, ale chyba tak nie było.
- Będzie nam ciebie brakować - Zuzia posmutniała.
- Ej, przecież będę was odwiedzać, ale mam nadzieję, że wy też do mnie przyjedziecie - uśmiechnęłam się i poklepałam ją w ramię.
- Ale to nie to samo...
- Oj już przestań
Po skończonym śniadaniu udałam się z Zuzią do galerii w Dortmundzie. Musiałam sobie jeszcze coś kupić chociaż walizkę miałam pełną.
Po skończonych zakupach wypiłyśmy kawę w naszej ulubionej kawiarni i wróciłyśmy do domu. Jurgen siedział na kanapie i analizował ostatni mecz.
- Cześć - przywitałam się.
- Hej, zawieść cię na lotnisko? - zapytał.
- Jak możesz, ale spokojnie, jeszcze mam godzinę - uśmiechnęłam się.
Szczerze to chciałam już stąd wyjechać, rozstania bolą.
- Ja jadę do Erica, spotkamy się na lotnisku - Zuzia mnie ucałowała i wyszła z domu.
Ja natomiast udałam się do pokoju spakować ostatnie rzeczy. Zerknęłam na telefon, pusto, nic zero nieodebranych połączeń, wiadomości. Miałam nadzieję, że Marco się jeszcze odezwie, ale zero.
(...) Byłam już spakowana i gotowa do drogi. Zeszłam na dół z wielką walizką.
- To jak jedziemy? - zapytał Jurgen wychodząc z łazienki.
- Tak - odpowiedziałam.
Na zewnątrz padało, niebo było pochmurne. Na ulicach nie było żywej duszy. Dojechaliśmy na lotnisko od razu w oddali zauważyłam Erika i Zuzię. Długo się nie rozstawaliśmy, ale kiedyś musiałam opuścić Dortmund.
Lot trwał ok. 3 godzin. Cieszyłam się, że wróciłam do swojego ukochanego Gdańska. Stałam właśnie przed moim mieszkaniem. Włożyłam kluczę do zamka, ale nie mogłam przekręcić, okazało się, że drzwi były otwarte. Coś było nie tak. Odkąd wyjechałam nikt tu nie zaglądał, ponieważ mama była w szpitalu, zostawiłam tylko na wszelki wypadek kluczę pod kwiatkami, jakby chciała wejść, ale już jej nie ma, więc kto mógł być w środku? Uchyliłam lekko drzwi. Z mieszkania dochodziły odgłosy grającego telewizora. Weszłam na palcach do salonu... Na kanapie ktoś siedział, to był mężczyzna. Odwrócił się w moją stronę. Stanęłam jak wryta. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Co... Co? Co.. ty - nie dokończyłam, blondyn zatkał mi buzię namiętnym pocałunkiem.
- Zrobisz coś dla mnie? - zapytał Marco.
- Dla ciebie wszystko - odpowiedziałam.
- Wróć ze mną do Dortmundu.
- Dopiero co przyjechałam tutaj - zaśmiałam się.
- Za pięć dni mamy samolot z powrotem, to jak?
- Hm...
- No proszę... Zamieszkamy razem. Kocham cię!
- Wrócę! - powiedziałam pewna.
Może i nie było mnie w Dortmudzie kilka godzin, ale już tęskniłam. Chciałam tam wrócić.
                                                 Wrócić do Marco .
____________________________________________________________________________
                                                              KONIEC

środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 13

Kiedy się obudziłam, piłkarza już nie było. Krzątał się po kuchni.
- Hej, hej - powiedziałam wchodząc do pomieszczenia.
-No cześć księżniczko - uśmiechnął się Marco. -Zrobiłem śniadanie.
- A ty dzisiaj nie idziesz na trening?
- Idę, idę za godzinę.
- Ok
Po zjedzonym śniadaniu pożegnałam się z Marco i wróciłam do domu. Na szczęście nie było Jurgena w domu. Zuzia i Ulla przygotowywały coś w kuchni. Zameldowałam się i pobiegłam na górę. Wzięłam szybki prysznic i usiadłam na łóżku. Po chwili wparowała do mojego pokoju Zuzia.
- Cześć, co tam? - zapytała.
- No, nic, a co u ciebie?
- Gdzie byłaś?
- U koleżanki
- Jasne... - powiedziała z niedowierzaniem. - Przecież wiem, że u Marco byłaś
- No dobra, ale obiecaj, że nie wygadasz się Jurgenowi, bo by wpadł w szał
- Obiecuje! A więc, co się działo? - zapytała z zaciekawieniem.
- Nic? A co miało się dziać? Jesteśmy tylko przyjaciółmi
- Tak, wmawiaj sobie.. - zaśmiała się Zuzia.
- Dobra przestań!
Zeszłyśmy na dół. Ulla zrobiła obiad i razem usiadłyśmy do stołu.
- Nie czekamy na Jurgena? - zapytałam.
- Nie on wróci dzisiaj później bo ma jakąś konferencje prasową, przed jutrzejszym meczem - odpowiedziała.
- A no ok
Gdy zjadłyśmy, razem z Zuzią pomogłyśmy Ulli posprzątać po obiedzie i w trójkę oglądałyśmy wzruszające komedię romantyczne.
- Cześć - usłyszałyśmy głos Jurgena.
 Był zmęczony i smutny. Wszystkie się zdziwiłyśmy... Przecież on zawsze chodzi uśmiechnięty od ucha do ucha, czasem bywał zdenerwowany, ale bardzo rzadko.
- Coś się stało? -zapytała Ulla.
- Marysia możemy porozmawiać? -zapytał i spuścił głowę.
Czułam się jak w jakimś filmie.
- Tak? - zapytałam jak już zostaliśmy sam na sam.
- Twoja matka... twoja matka dzisiaj zmarła w szpitalu - łzy spłynęły mu po policzku.
- Ale jak to?! Przecież powoli wracała do zdrowia? - nie mogłam w to uwierzyć.
- Niestety...
Wybiegłam z domu. Nie mogłam dłużej tego słuchać. Na dworze lało, nie widać było żadnej żywej duszy. Pustki, biegłam tak przez wszystkie kałuże. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Pobiegłam w stronę domu Marco. Zapukałam.
- Cześć! Co się stało?! Wejdź  - zapytał.
- Moja mama... Moja mama umarła - powiedziałam i zaczęłam jeszcze mocniej płakać.
- Ale jak to? - okrył mnie kocem.
- Nie wiem...
- Przykro mi - spuścił głowę.
- Wyjeżdżam - powiedziałam.
- Gdzie? Na ile?
- Wracam do Polski na zawsze
- Ale jako? Co? Dlaczego?
- Muszę zająć się domem. Przepraszam.
- Nie musisz wyjeżdżać
- Ale chcę
- Nie pozwolę ci wyjechać, zostajesz w Dortmundzie i koniec! - krzyknął.
- Ale komu ja tutaj potrzebna?
- Mi? Uwierz, od kiedy cię poznałem nie mogę o tobie przestać myśleć. Chyba się zakochałem - uśmiechnął się Marco. Teraz to już kompletnie nie wiedziałam co robić, co prawda też byłam w nim zakochana, ale...
- Wyjeżdżam jutro. Cześć - powiedziałam i wyszłam z domu piłkarza.
Bolało... Wróciłam do domu i zamknęłam się w swoim pokoju. Resztę czasu spędziłam płacząc, ale później zasnęłam.

    ___________________________________________________________________________
Muszę wam powiedzieć, że zbliżamy się do końca, już niebawem ukaże się EPILOG. Nie mam pomysłów na to opowiadanie. Przykro mi :c Ale mogę wam powiedzieć, że zaczynam nowe tym razem nie o Borussii tylko o Chelsea Londyn, a dokładnie o Torresie. :) Po zakończeniu pojawi się link do bloga! Dziękuję :) 

sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 12.

Obudził mnie dzwonek telefonu. Z niechęcią sięgnęłam po niego i spojrzałam na ekran. "Marco". "Po co on do mnie dzwoni o.... 10? Przecież jeszcze śpię?" - pomyślałam. Nacisnęłam zielony przycisk.
-Halo?- powiedziałam.
-No witaj.
-Po co dzwonisz tak wcześnie? -zapytałam.
-Jedziemy na zakupy - zaśmiał się.
-CO?! O tej porze?! - oburzyłam się.
-No co wyjrzyj przez okno - powiedział i się rozłączył.
Odsłoniłam rolety i zobaczyłam Marco. Był taki... Taki idealny... Szybko podeszłam do szafy i zaczęłam coś wygrzebywać. Ubrałam luźną bluzkę i leginsy. Wyszłam z domu nie mówiąc nikomu, przede wszystkim nie chciałam mówić Jurgenowi: z kim idę. Przywitałam piłkarza całusem w policzek i weszliśmy do samochodu.
-Jedziemy? - zapytał.
Pokiwałam tylko głową.
Chodziliśmy po wielkim centrum handlowym 4 godziny i nic ciekawego nie znaleźliśmy. Znaczy Marco znalazł - garnitur, w którym wyglądał "nieziemsko", "cud, miód, malina" idealnie nadawał się na ślub. Ja też byłam zadowolona chociaż nic nie wybrałam, ale spędziłam czas z Reus'em.
- To co? Jakieś ciastko? - zapytał piłkarz.
- Tam gdzie zawsze? - zapytałam.
- Okey - pojechaliśmy do naszej ulubionej kawiarni w centrum Dortmundu i zabraliśmy się za jedzenie szarlotki.
Rozmawialiśmy o... O wszystkim, tak jak zawsze. Zawsze odnajdowaliśmy jakiś temat do rozmowy. Zapłaciliśmy, podziękowaliśmy i wyszliśmy z bistra. Postanowiliśmy się jeszcze przejść. Marco założył swoją czapkę z daszkiem, a "sprytna" ja musiałam mu ją zabrać. To było takie zabawne. Ale oczywiście był ode mnie wyższy i odzyskał ją szybko, włożył delikatnie na głowę, tak żeby nie zepsuć fryzury. "Co za człowiek..." - pomyślałam. On tylko się śmiał z mojej porażki. Spuściłam głowę na dół i udawałam obrażoną.
-Już, już miśka nie obrażaj się - powiedział Marco i mnie przytulił.
Ja już cała uśmiechnięta - na złość, potargałam mu włosy. Wyraźnie się zdenerwował i zaczął mnie gonić. Myślałam, że padnę po pierwszych minutach, jednak wytrzymałam dłużej niż się spodziewałam. Usiadłam na ławce, Marco mnie dogonił, wziął mnie na ręce. Krzyczałam żeby mnie puścił, ale on tego nie zrobił. Próbowałam się zorientować gdzie Reus chce mnie zabrać.
- CO?!!!?!?!?! Chyba żartujesz!!! - zaczęłam krzyczeć kiedy okazało się, że idziemy w stronę fontanny.
- Cicho! Bo ludzie pomyślą, że jestem jakimś psychopatą - uciszał mnie.
- Najwidoczniej jesteś, cioto! - krzyknęłam.
- Grzeczniej proszę - zaczął się śmiać.
Zbliżaliśmy się do fontanny, w której zaraz wyląduje. Nawet do tego Marco jest zdolny.
- Czy możesz mnie puścić? - zapytałam grzeczniej.
- Oczywiście złotko - uśmiechnął się do mnie i jak przypuszczałam wrzucił mnie do wody. Byłam cała mokra i wściekła.
- Dobra, dobra, a teraz podaj mi tą swoją rączkę i wyciągnij mnie - powiedziałam tak, aby nie domyślił się co mam na myśli.
Piłkarz wyciągnął do mnie rękę, a ja sprytna pociągnęłam go i wpadł do wody.
- Panie Reus! Chyba Panu fryz się popsuła! - zaczęłam się śmiać. Marco tylko się uśmiechał.
- Dobra chodź, bo napewno wyglądamy jak banda idiotów - Reus wyszedł z fontanny, a ja za nim.
- Jezu... Jak Jurgen mnie zobaczy... To... Haha, wole nie myśleć - zaczęłam się śmiać.
- To chodź do mnie, przebierzesz się i osuszysz - zaproponował Marco.
- Nie chce robić kłopotu - powiedziałam.
- Nie robisz! - powiedział i pociągnął mnie za sobą.
Po kilku minutach byliśmy już przed jego domem. Wielki duży dom, nie lubiłam takich, wolałam małe przytulne domki, ale jakby patrząc na to z innej strony... Mieszkając z Marco... Hm...
- Chodź zaprowadzę cię do łazienki i dam ci suche ubrania - powiedział i zaprowadził mnie na górę.
Dał mi swoją koszulkę "O Jezu.. Ten zapach..." - pomyślałam. Włożyłam ją na siebie i zeszłam na dół. Marco właśnie robił coś w kuchni, ponieważ słychać było odgłos garnków, talerzy itp.
- Ale ty ślicznie wyglądasz... Zjesz coś? - zapytał.
- Nie, dziękuję - uśmiechnęłam się.
- Ile naleśników?
- Mówiłam ci, że nie jestem głodna.
- Pięć starczy?
- EEE... ok - zaśmiałam się.
- Ok, to usiądź tam, a ja zaraz podam do stołu.
- Okidoki.
Usiadłam na wygodnym krześle i czekałam na "kucharza" Reus'a. Po chwili przyniósł talerz z daniem. Wyglądało apetycznie, a jeszcze lepiej smakowało.
- Jeszcze? - zapytał.
- Nie, dziękuję napchałam się. Powiem szczerze, że o dziwo mi smakowało.
- To się cieszę - zaśmiał się. - Zostaniesz na noc? -zapytał.
- Nie, bo jak Klopp się dowie to już po mnie... i po tobie też.
- To napisz mu, że jesteś u jakiejś koleżanki.
- No nie wiem... - zastanawiałam się.
- No proszę... Nie chcę siedzieć tu sam - posmutniał.
- No dobrze - zgodziłam się. Marco od razu się uśmiechnął.
Napisałam do Jurgena sms'a. Nie wiem czy umiał odczytywać, ale jak coś to napisałam i powiadomiłam go o tym.
- To co robimy? Fifa czy jakiś film? - zapytał Marco.
- Fifa !!!
Zaczęliśmy grać i jak zawsze - graliśmy do późna. Zasnęliśmy obok siebie na kanapie.
                                                    __________________
1. 3majcie moje wypociny. Ta końcówka troszkę nie wyszła, ale cóż :D
2. Zaczynam nowego bloga . nie wiem czy się będę wyrabiać, ale zaryzykuje. A więc opowiadanie będzie, również o piłkarzu BVB - Miloš Jojić. Nie widziałam żadnego bloga z tym piłkarzem, więc postanowiłam być oryginalna. W następnym poście wstawię linka na tego bloga :).
| Marysia ;3
                            CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 11.

Wstałam wcześnie rano. Nie wyspana udałam się do łazienki. Zastanawiałam się czy zostać w pokoju, czy może zejść na dół. Kiedyś w końcu musiałam coś zjeść. Pokonałam schody i otworzyłam lodówkę. W salonie, ani w kuch nikogo nie było, co oznaczało, że Jurgen już trenuję chłopaków, Ulla jest na zakupach, a Zuzia poszła do szkoły. Lodówka również była pusta. Pobiegłam szybko do sklepu po jakieś bułki.  Zrobiłam sobie kanapki i usiadłam na kanapie - co robiłam codziennie. Nagle ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Przestraszyłam się i zerwałam się z kanapy. Wzięłam na wszelki wypadek wielką szczotkę i udałam się powoli do drzwi. Psycho dziewczynka. Otworzyłam lekko, a za drzwiami stała Ulla z torbami zakupów.
-Kogo ty chcesz napaść?! - zdziwiła się.
-Eeee.. Nic, daj pomogę ci - wzięłam reklamówki i położyłam na stole w kuchni.
-A ty masz zamiar cały dzień w domu siedzieć?
-A co mam robić?
-Zadzwoń po Marco.
-Oni mają trening, a poza tym jak mnie Jurgen z nim zobaczy....
-Nie przesadzaj - zaśmiała się Ulla.
-Idę do pokoju - powiedziałam i weszłam na schody.
Usłyszałam dźwięk mojego telefonu.
-Cześć Marco.
-Cześć, cześć masz jakieś plany?
-Nie,a co?
-Mam prośbę, możemy się spotkać za godzinę w parku.
-Jasne.
-Ok to dozobaczenia.
Poszłam na górę się przebrać. (...)
Ruszyłam w stronę parku i śpiewałam pod nosem. Nagle ktoś mnie złapał w pasie. Oczywiście, był to Marco.
-Cześć piękna - powiedział.
-Hej Marco
-Idziemy się przejść? - zapytał.
-Jasne - uśmiechnęłam się.
Zaczęliśmy spacerować po parku.
-Mam pytanie - odezwał się Marco.
-Wal - uśmiechnęłam się.
-Bo moja siostra... wychodzi za mąż za 2 tyg i chciałem się ciebie zapytać.. Czy chciałabyś pójść ze mną na ten ślub?
-EE... nie wiem co powiedzieć... zaszczyt...
-Jak nie chcesz to powiedz.
-Jasne, że chcę.
-Uf.... Dziękuję - uśmiechnął się.
-Hyhy
Spacerowaliśmy tak przez długi czas, jednak się ściemniało i musiałam wracać do domu żeby Jurgen nie był zły. Opiekuńczy tatuś. Marco odprowadził mnie do mojej ulicy, ale nie pod sam dom. Nie chciałam aby Klopp widział nas razem. Wróciłam do domu i od razu pobiegłam na górę. Byłam zmęczona, myślałam cały czas o ślubie, a przede wszystkim co na siebie włożyć (problem kobiet XXI w.) . Podczas obmyślania planu, "odleciałam"
                          __________________
Taaa.. właśnie tak. Przede wszystkim muszę was przeprosić za tak długą nieobecność. PRZEPRASZAM. Rozdział krótki, słaby... i tak dalej.... ale musiałam w końcu coś dodać. :) OBIECUJĘ, że na następny nie będziecie musieli tak długo czekać :) . Pozdrawiam Marysia :)

piątek, 7 lutego 2014

Rozdział 10.

Jurgen wszedł do domu.
-Co do... ! - krzyknął. A my od razu się obudziliśmy. Zastał nas drzemiących obok siebie, już wyobrażałam sobie ten widok. Jego mina wyrażała wszystko, miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Marco wstał, spojrzał na zegarek.
-O to już tak późno?!-zdziwił się. -Będę już leciał. Pa Marysia-podszedł do mnie i przytulił. I jeszcze tego mi brakowało....Jurgen stał i przyglądał się całej sytuacji.
-Do jutra trenerze- powiedział i wyszedł zamykając drzwi za sobą. Zostawił mnie samą, to ja musiałam się tłumaczyć Jurgenowi.
-Wyjaśnisz mi do czego tu przed chwilą doszło?
-Ale co?
-Leżałaś przytulona do Reusa!
-No i...
-Wiesz co mam na myśli...
-Nie! On jest moim przyjacielem...
-Tak to się teraz mówi?
-Tak, tak... - powiedziałam szybko.
-Idź do swojego pokoju.
-Jezu..
-I ty mnie od Jezusów nie wyzywaj, tylko na górę! Biegiem!
Już nie chciałam tego komentować i bez zbędnego gadania poszłam na górę. Po drodze zaszłam jeszcze do pokoju Zuzy, żeby zobaczyć czy przyszła już ze spotkania z Erikiem. Siedziała wygodnie na łóżku przeglądając internet.
-Hej, co wy się tam tak drzecie? -zapytała gdy zauważyła, że weszłam do pokoju.
-Mogłaś nas obudzić - powiedziałam.
-Ale wy tak słodko razem wyglądaliście, ale powiesz mi o co chodziło Jurgenowi?
-No bo zastał nas razem na kanapie jak się do siebie tuliliśmy... i wiesz... Pomyślał sobie coś.
-Hahah Och ten Jurgen. Jest taki opiekuńczy - zaśmiała się.
-Ty lepiej trzymaj się z dala Erika, bo jak Jurgen zauważy, że coś jest między wami to nie będziesz miała życia - powiedziałam.
-Będę uważać, a co na tą sytuację Marco? - zapytała.
-Pożegnał się i wyszedł.
-Tak zwyczajnie?
-Nie, z efektami specjalnymi - powiedziałam ironicznie.
-Będziesz musiała z nim później porozmawiać.
-To zrobię napewno. A jak tam randka z Erikiem?
- A okey- uśmiechnęła się.
-Tylko tyle? Może coś mi opowiesz? Ale proszę ze szczegółami.
-To tak: na początku poszliśmy do kina na jakąś komedię romantyczną i wtedy się do niego przytuliłam. Później poszliśmy na herbatę, a jak mnie odprowadzał do domu to dużo rozmawialiśmy m.in.: o swoim dzieciństwie, rodzinie, on o swojej karierze... - nie dokończyła, bo jej przerwałam.
-Wow to super.
-Ale czekaj najlepsze było to... Gdy doszliśmy do domu, on podszedł do mnie i delikatnie pocałował, miałam normalnie motylki w brzuchu - rozmarzyła się.
-Komedia romantyczna - zaśmiałam się.
-No, no.
-No dobra idę się położyć bo jestem zmęczona, a przyjemny sen zepsuł mi Jurgen.
-To dobranoc - powiedziała Zuzia i mi pomachała.
-Cześć - odmachałam.
Naprawdę byłam zmęczona po tej całej "kłótni" , weszłam do łazienki, wykąpałam się i ułożyłam wygodnie na miękkim łóżeczku, otuliłam się w ciepłą kołdrę, ale ona nie dorównywała Reusowi. Szybko odpłynęłam.
                             ______________________
Przepraszam za taki krótki i bez wrażeń rozdział. Miał być dłuższy, ale wtedy byłby za długi. Już w niedzielę SKOKI <3 aaa SOCHI <3 Wszyscy dmuchamy pod narty naszym skoczkom. A jak już o skokach to myślałam o założeniu bloga. Od dziecka oglądam skoki i tak się nad tym zastanawiałam...
Opinie o rozdziale piszcie w komentarzu :-)) Wszystko motywuje. DZIĘKUJĘ <3
             CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 9

Obudził mnie dźwięk telefonu, była 6.00. Serio? Szósta? Na wyświetlaczu widniało imię Marco. 
-Halo? - powiedziałam zaspana.
-Hej, chciałaś się ze mną spotkać- powiedział.
-Eeee.. Tak, ale nie o 6.00 rano
-Leń! To może o 15.00? - zapytał.
-Niech będzie, ale nie "Leń"
-Okok to Dobranoc - powiedział i się rozłączył.
Położyłam się jeszcze, próbowałam zasnąć, ale cały czas myślałam o naszym spotkaniu. Miałam go przeprosić, wyjaśnić dlaczego przez ostatnie kilka dni się tak zachowywałam. Jak ja mu spojrzę w oczy? Przecież to mój przyjaciel, a ja mu nie uwierzyłam. Do 9.00 leżałam i patrzyłam się w sufit. Usłyszałam kroki, czyli domownicy już wstali. Ubrałam się szybko i zeszłam na dół, gdzie siedziała Zuzia i czytała jakiś magazyn.
-Hej - powiedziałam.
-Cześć, chcesz iść ze mną i Erikiem dzisiaj do kina? - zapytała.
-Sorrki, ale nie skorzystam, umówiłam się z Marco...- nie dokończyłam, dlatego że mi przerwała.
-Z tym debilem?! - oburzyła się.
-Wydaje mi się, że to ja jestem debilką - spuściłam wzrok.
-Dlaczego niby?
-Dlatego, że uwierzyłam jakiejś dziewczynie, a nie mojemu przyjacielowi.
-Jak tam chcesz...
-No dziękuję, że mnie wspierasz - powiedziałam ironicznie.
-Eh... chcesz naleśniki? - zmieniła temat.
-Tak, poproszę - odpowiedziałam. - Idziesz dzisiaj ze mną biegać? - zapytałam.
-Nie chce mi się.
-Leń!
-Bo ci nie dam naleśników! -zagroziła.
-Ok, ok już się zamykam - zaśmiałam się.
-Hej dziewczynki - Jurgen wszedł do kuchni i dostałyśmy po całusie.
-Cześć - odpowiedziałyśmy razem.
-Macie dzisiaj wolną "chatę" jak to teraz młodzież mówi - zaśmiał się.
-Czemu? - zapytała Zuzia.
-Idziemy z Ullą na jakieś "party". Młodzież też tak teraz mówi?
-Tak - zaśmiałam się.
-Wujku coś ci nie wychodzi - powiedziała Zuzia.
-Chociaż próbuję być SWAG.
-Jezu do czego to doszło - powiedziałam i wyszłam z kuchni.
Założyłam buty i poszłam pobiegać. (...) Kiedy wróciłam do domu nikogo nie było. Przebrałam się i włączyłam telewizor. Przesiedziałam tam dobre 30 minut, a jednak 2 godziny. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zerwałam się z kanapy i poszłam otworzyć drzwi. W progu stał Marco.
-Hej, przecież byliśmy umówieni na 15 - powiedziałam.
-Jest 15.00.
-AAA to wchodź - wpuściłam go do środka. -Napijesz się czegoś? -zapytałam.
-Najpierw chcę się dowiedzieć czemu się tak ostatnio zachowywałaś - powiedział i usiadł na kanapie.
-To może od początku.... Pamiętasz tą kobietę ze sklepu? -zapytałam.
-Mhm..
-No właśnie... Nie wiem jak ci to powiedzieć... Uwierzyłam jej ...
-CO!? Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi.
-Bo jesteśmy, ale się bałam...
-Powinnaś mi zaufać
-Wiem.. Byłam głupia... Wybaczysz? - zapytałam z nadzieją.
-Przecież jesteś moją przyjaciółką, zawsze ci wybaczę - powiedział i mnie przytulił.
-Przyjaciółką - powtórzyłam. Szczerze? Chciałam czegoś więcej...Naprawdę go pokochałam. Był wesoły, wrażliwy - mogłabym wymieniać bez końca.
Do 20.00 graliśmy w Fifę, były takie emocje, że aż zasnęliśmy na kanapie.
Obudził nas.....
                                                          _________________
Na początku chciała bym was przeprosić za moją nieobecność. Ale dużo się działo. Brak weny... itp. Przepraszam również, że rozdział taki krótki... :c Może się jeszcze poprawię, a więc dziękuję za wasze komentarze, które tak wiele dla mnie znaczą :* Kocham Was <3 . Marysia ;*