środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 13

Kiedy się obudziłam, piłkarza już nie było. Krzątał się po kuchni.
- Hej, hej - powiedziałam wchodząc do pomieszczenia.
-No cześć księżniczko - uśmiechnął się Marco. -Zrobiłem śniadanie.
- A ty dzisiaj nie idziesz na trening?
- Idę, idę za godzinę.
- Ok
Po zjedzonym śniadaniu pożegnałam się z Marco i wróciłam do domu. Na szczęście nie było Jurgena w domu. Zuzia i Ulla przygotowywały coś w kuchni. Zameldowałam się i pobiegłam na górę. Wzięłam szybki prysznic i usiadłam na łóżku. Po chwili wparowała do mojego pokoju Zuzia.
- Cześć, co tam? - zapytała.
- No, nic, a co u ciebie?
- Gdzie byłaś?
- U koleżanki
- Jasne... - powiedziała z niedowierzaniem. - Przecież wiem, że u Marco byłaś
- No dobra, ale obiecaj, że nie wygadasz się Jurgenowi, bo by wpadł w szał
- Obiecuje! A więc, co się działo? - zapytała z zaciekawieniem.
- Nic? A co miało się dziać? Jesteśmy tylko przyjaciółmi
- Tak, wmawiaj sobie.. - zaśmiała się Zuzia.
- Dobra przestań!
Zeszłyśmy na dół. Ulla zrobiła obiad i razem usiadłyśmy do stołu.
- Nie czekamy na Jurgena? - zapytałam.
- Nie on wróci dzisiaj później bo ma jakąś konferencje prasową, przed jutrzejszym meczem - odpowiedziała.
- A no ok
Gdy zjadłyśmy, razem z Zuzią pomogłyśmy Ulli posprzątać po obiedzie i w trójkę oglądałyśmy wzruszające komedię romantyczne.
- Cześć - usłyszałyśmy głos Jurgena.
 Był zmęczony i smutny. Wszystkie się zdziwiłyśmy... Przecież on zawsze chodzi uśmiechnięty od ucha do ucha, czasem bywał zdenerwowany, ale bardzo rzadko.
- Coś się stało? -zapytała Ulla.
- Marysia możemy porozmawiać? -zapytał i spuścił głowę.
Czułam się jak w jakimś filmie.
- Tak? - zapytałam jak już zostaliśmy sam na sam.
- Twoja matka... twoja matka dzisiaj zmarła w szpitalu - łzy spłynęły mu po policzku.
- Ale jak to?! Przecież powoli wracała do zdrowia? - nie mogłam w to uwierzyć.
- Niestety...
Wybiegłam z domu. Nie mogłam dłużej tego słuchać. Na dworze lało, nie widać było żadnej żywej duszy. Pustki, biegłam tak przez wszystkie kałuże. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Pobiegłam w stronę domu Marco. Zapukałam.
- Cześć! Co się stało?! Wejdź  - zapytał.
- Moja mama... Moja mama umarła - powiedziałam i zaczęłam jeszcze mocniej płakać.
- Ale jak to? - okrył mnie kocem.
- Nie wiem...
- Przykro mi - spuścił głowę.
- Wyjeżdżam - powiedziałam.
- Gdzie? Na ile?
- Wracam do Polski na zawsze
- Ale jako? Co? Dlaczego?
- Muszę zająć się domem. Przepraszam.
- Nie musisz wyjeżdżać
- Ale chcę
- Nie pozwolę ci wyjechać, zostajesz w Dortmundzie i koniec! - krzyknął.
- Ale komu ja tutaj potrzebna?
- Mi? Uwierz, od kiedy cię poznałem nie mogę o tobie przestać myśleć. Chyba się zakochałem - uśmiechnął się Marco. Teraz to już kompletnie nie wiedziałam co robić, co prawda też byłam w nim zakochana, ale...
- Wyjeżdżam jutro. Cześć - powiedziałam i wyszłam z domu piłkarza.
Bolało... Wróciłam do domu i zamknęłam się w swoim pokoju. Resztę czasu spędziłam płacząc, ale później zasnęłam.

    ___________________________________________________________________________
Muszę wam powiedzieć, że zbliżamy się do końca, już niebawem ukaże się EPILOG. Nie mam pomysłów na to opowiadanie. Przykro mi :c Ale mogę wam powiedzieć, że zaczynam nowe tym razem nie o Borussii tylko o Chelsea Londyn, a dokładnie o Torresie. :) Po zakończeniu pojawi się link do bloga! Dziękuję :) 

2 komentarze: