sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 12.

Obudził mnie dzwonek telefonu. Z niechęcią sięgnęłam po niego i spojrzałam na ekran. "Marco". "Po co on do mnie dzwoni o.... 10? Przecież jeszcze śpię?" - pomyślałam. Nacisnęłam zielony przycisk.
-Halo?- powiedziałam.
-No witaj.
-Po co dzwonisz tak wcześnie? -zapytałam.
-Jedziemy na zakupy - zaśmiał się.
-CO?! O tej porze?! - oburzyłam się.
-No co wyjrzyj przez okno - powiedział i się rozłączył.
Odsłoniłam rolety i zobaczyłam Marco. Był taki... Taki idealny... Szybko podeszłam do szafy i zaczęłam coś wygrzebywać. Ubrałam luźną bluzkę i leginsy. Wyszłam z domu nie mówiąc nikomu, przede wszystkim nie chciałam mówić Jurgenowi: z kim idę. Przywitałam piłkarza całusem w policzek i weszliśmy do samochodu.
-Jedziemy? - zapytał.
Pokiwałam tylko głową.
Chodziliśmy po wielkim centrum handlowym 4 godziny i nic ciekawego nie znaleźliśmy. Znaczy Marco znalazł - garnitur, w którym wyglądał "nieziemsko", "cud, miód, malina" idealnie nadawał się na ślub. Ja też byłam zadowolona chociaż nic nie wybrałam, ale spędziłam czas z Reus'em.
- To co? Jakieś ciastko? - zapytał piłkarz.
- Tam gdzie zawsze? - zapytałam.
- Okey - pojechaliśmy do naszej ulubionej kawiarni w centrum Dortmundu i zabraliśmy się za jedzenie szarlotki.
Rozmawialiśmy o... O wszystkim, tak jak zawsze. Zawsze odnajdowaliśmy jakiś temat do rozmowy. Zapłaciliśmy, podziękowaliśmy i wyszliśmy z bistra. Postanowiliśmy się jeszcze przejść. Marco założył swoją czapkę z daszkiem, a "sprytna" ja musiałam mu ją zabrać. To było takie zabawne. Ale oczywiście był ode mnie wyższy i odzyskał ją szybko, włożył delikatnie na głowę, tak żeby nie zepsuć fryzury. "Co za człowiek..." - pomyślałam. On tylko się śmiał z mojej porażki. Spuściłam głowę na dół i udawałam obrażoną.
-Już, już miśka nie obrażaj się - powiedział Marco i mnie przytulił.
Ja już cała uśmiechnięta - na złość, potargałam mu włosy. Wyraźnie się zdenerwował i zaczął mnie gonić. Myślałam, że padnę po pierwszych minutach, jednak wytrzymałam dłużej niż się spodziewałam. Usiadłam na ławce, Marco mnie dogonił, wziął mnie na ręce. Krzyczałam żeby mnie puścił, ale on tego nie zrobił. Próbowałam się zorientować gdzie Reus chce mnie zabrać.
- CO?!!!?!?!?! Chyba żartujesz!!! - zaczęłam krzyczeć kiedy okazało się, że idziemy w stronę fontanny.
- Cicho! Bo ludzie pomyślą, że jestem jakimś psychopatą - uciszał mnie.
- Najwidoczniej jesteś, cioto! - krzyknęłam.
- Grzeczniej proszę - zaczął się śmiać.
Zbliżaliśmy się do fontanny, w której zaraz wyląduje. Nawet do tego Marco jest zdolny.
- Czy możesz mnie puścić? - zapytałam grzeczniej.
- Oczywiście złotko - uśmiechnął się do mnie i jak przypuszczałam wrzucił mnie do wody. Byłam cała mokra i wściekła.
- Dobra, dobra, a teraz podaj mi tą swoją rączkę i wyciągnij mnie - powiedziałam tak, aby nie domyślił się co mam na myśli.
Piłkarz wyciągnął do mnie rękę, a ja sprytna pociągnęłam go i wpadł do wody.
- Panie Reus! Chyba Panu fryz się popsuła! - zaczęłam się śmiać. Marco tylko się uśmiechał.
- Dobra chodź, bo napewno wyglądamy jak banda idiotów - Reus wyszedł z fontanny, a ja za nim.
- Jezu... Jak Jurgen mnie zobaczy... To... Haha, wole nie myśleć - zaczęłam się śmiać.
- To chodź do mnie, przebierzesz się i osuszysz - zaproponował Marco.
- Nie chce robić kłopotu - powiedziałam.
- Nie robisz! - powiedział i pociągnął mnie za sobą.
Po kilku minutach byliśmy już przed jego domem. Wielki duży dom, nie lubiłam takich, wolałam małe przytulne domki, ale jakby patrząc na to z innej strony... Mieszkając z Marco... Hm...
- Chodź zaprowadzę cię do łazienki i dam ci suche ubrania - powiedział i zaprowadził mnie na górę.
Dał mi swoją koszulkę "O Jezu.. Ten zapach..." - pomyślałam. Włożyłam ją na siebie i zeszłam na dół. Marco właśnie robił coś w kuchni, ponieważ słychać było odgłos garnków, talerzy itp.
- Ale ty ślicznie wyglądasz... Zjesz coś? - zapytał.
- Nie, dziękuję - uśmiechnęłam się.
- Ile naleśników?
- Mówiłam ci, że nie jestem głodna.
- Pięć starczy?
- EEE... ok - zaśmiałam się.
- Ok, to usiądź tam, a ja zaraz podam do stołu.
- Okidoki.
Usiadłam na wygodnym krześle i czekałam na "kucharza" Reus'a. Po chwili przyniósł talerz z daniem. Wyglądało apetycznie, a jeszcze lepiej smakowało.
- Jeszcze? - zapytał.
- Nie, dziękuję napchałam się. Powiem szczerze, że o dziwo mi smakowało.
- To się cieszę - zaśmiał się. - Zostaniesz na noc? -zapytał.
- Nie, bo jak Klopp się dowie to już po mnie... i po tobie też.
- To napisz mu, że jesteś u jakiejś koleżanki.
- No nie wiem... - zastanawiałam się.
- No proszę... Nie chcę siedzieć tu sam - posmutniał.
- No dobrze - zgodziłam się. Marco od razu się uśmiechnął.
Napisałam do Jurgena sms'a. Nie wiem czy umiał odczytywać, ale jak coś to napisałam i powiadomiłam go o tym.
- To co robimy? Fifa czy jakiś film? - zapytał Marco.
- Fifa !!!
Zaczęliśmy grać i jak zawsze - graliśmy do późna. Zasnęliśmy obok siebie na kanapie.
                                                    __________________
1. 3majcie moje wypociny. Ta końcówka troszkę nie wyszła, ale cóż :D
2. Zaczynam nowego bloga . nie wiem czy się będę wyrabiać, ale zaryzykuje. A więc opowiadanie będzie, również o piłkarzu BVB - Miloš Jojić. Nie widziałam żadnego bloga z tym piłkarzem, więc postanowiłam być oryginalna. W następnym poście wstawię linka na tego bloga :).
| Marysia ;3
                            CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 11.

Wstałam wcześnie rano. Nie wyspana udałam się do łazienki. Zastanawiałam się czy zostać w pokoju, czy może zejść na dół. Kiedyś w końcu musiałam coś zjeść. Pokonałam schody i otworzyłam lodówkę. W salonie, ani w kuch nikogo nie było, co oznaczało, że Jurgen już trenuję chłopaków, Ulla jest na zakupach, a Zuzia poszła do szkoły. Lodówka również była pusta. Pobiegłam szybko do sklepu po jakieś bułki.  Zrobiłam sobie kanapki i usiadłam na kanapie - co robiłam codziennie. Nagle ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Przestraszyłam się i zerwałam się z kanapy. Wzięłam na wszelki wypadek wielką szczotkę i udałam się powoli do drzwi. Psycho dziewczynka. Otworzyłam lekko, a za drzwiami stała Ulla z torbami zakupów.
-Kogo ty chcesz napaść?! - zdziwiła się.
-Eeee.. Nic, daj pomogę ci - wzięłam reklamówki i położyłam na stole w kuchni.
-A ty masz zamiar cały dzień w domu siedzieć?
-A co mam robić?
-Zadzwoń po Marco.
-Oni mają trening, a poza tym jak mnie Jurgen z nim zobaczy....
-Nie przesadzaj - zaśmiała się Ulla.
-Idę do pokoju - powiedziałam i weszłam na schody.
Usłyszałam dźwięk mojego telefonu.
-Cześć Marco.
-Cześć, cześć masz jakieś plany?
-Nie,a co?
-Mam prośbę, możemy się spotkać za godzinę w parku.
-Jasne.
-Ok to dozobaczenia.
Poszłam na górę się przebrać. (...)
Ruszyłam w stronę parku i śpiewałam pod nosem. Nagle ktoś mnie złapał w pasie. Oczywiście, był to Marco.
-Cześć piękna - powiedział.
-Hej Marco
-Idziemy się przejść? - zapytał.
-Jasne - uśmiechnęłam się.
Zaczęliśmy spacerować po parku.
-Mam pytanie - odezwał się Marco.
-Wal - uśmiechnęłam się.
-Bo moja siostra... wychodzi za mąż za 2 tyg i chciałem się ciebie zapytać.. Czy chciałabyś pójść ze mną na ten ślub?
-EE... nie wiem co powiedzieć... zaszczyt...
-Jak nie chcesz to powiedz.
-Jasne, że chcę.
-Uf.... Dziękuję - uśmiechnął się.
-Hyhy
Spacerowaliśmy tak przez długi czas, jednak się ściemniało i musiałam wracać do domu żeby Jurgen nie był zły. Opiekuńczy tatuś. Marco odprowadził mnie do mojej ulicy, ale nie pod sam dom. Nie chciałam aby Klopp widział nas razem. Wróciłam do domu i od razu pobiegłam na górę. Byłam zmęczona, myślałam cały czas o ślubie, a przede wszystkim co na siebie włożyć (problem kobiet XXI w.) . Podczas obmyślania planu, "odleciałam"
                          __________________
Taaa.. właśnie tak. Przede wszystkim muszę was przeprosić za tak długą nieobecność. PRZEPRASZAM. Rozdział krótki, słaby... i tak dalej.... ale musiałam w końcu coś dodać. :) OBIECUJĘ, że na następny nie będziecie musieli tak długo czekać :) . Pozdrawiam Marysia :)